Stacja I Jezus na śmierć skazany
Piłat rzekł do Żydów: «Oto król wasz!» A oni krzyczeli: «Precz! Precz! Ukrzyżuj Go!» Piłat rzekł do nich: «Czyż króla waszego mam ukrzyżować?» Odpowiedzieli arcykapłani: «Poza Cezarem nie mamy króla». Wtedy więc wydał Go im, aby Go ukrzyżowano.
(J 19,14b-16)
Czym kierowali się oskarżyciele Jezusa żądający Jego ukrzyżowania? Zapewne zazdrością i nienawiścią wobec Tego, który wzywał ich do nawrócenia, zmiany myślenia i sposobu życia. Czym kierował się Piłat wydający niesprawiedliwy wyrok? Na pewno strachem przed kłopotami, przed donosem do cesarza, przed utratą stabilizacji, którą sobie na stanowisku namiestnika zbudował. Czym kierował się tłum domagający się uniewinnienia Barabasza a skazania Jezusa? Może chwilowymi emocjami, może zasłyszanymi pogłoskami czy plotkami, może tym, „że przecież wszyscy tak mówią”. Za tym wszystkim jednak stał szatan-oskarżyciel, który od początku Jezusowej działalności próbował wsączyć w ludzkie serca strach przed Zbawicielem, wołając: „Przyszedłeś nas zgubić.”
A czym ja się kieruję, wydając osądy, formułując opinie, podejmując decyzje? Czy plotkami, czy rozumem danym mi przez Boga i oświeconym wiarą? Czy emocjami, czy sumieniem? Czy prawdą czy strachem?
Rodzina, jako wybrane przez Boga miejsce wzrastania człowieka do życia i miłości bywa często postawiona przed niesprawiedliwym sądem. Przedstawia się ją jako ograniczenie, ciężar, przeżytek, oskarża o dysfunkcje i krzywdy. Zasiewa się w sercach młodzieży i dorosłych strach przed założeniem rodziny, przed wzajemnymi zobowiązaniami, przed trudem budowania miłości na wiele lat i przed wymaganiami rodzicielstwa. I przez to skazuje się człowieka i całe społeczności na samotność, pustkę i bezsens.
Panie Jezu, ucz nas dostrzegać wartość życia rodzinnego, wartość wzajemnych więzi i wspólnie spędzanego czasu, wartość wspólnoty. Ponad niedoskonałościami i trudami daj zobaczyć jej piękno.
Stacja II: Jezus bierze krzyż na swoje ramiona
A gdy żołnierze wyszydzili Jezusa, zdjęli z Niego płaszcz, włożyli na Niego własne Jego szaty i odprowadzili Go na ukrzyżowanie.
(Mt 27,31)
Łatwo jest, jak rzymscy żołnierze, włożyć ciężar na drugiego, zwłaszcza tego, nad którym ma się władzę i którym się pogardza. Trudno wziąć ciężar samemu, nawet taki, który jest ciężarem własnym, jakby przynależnym mi, a co dopiero czyjś ciężar, ciężar niesprawiedliwy i obcy – jak Jezus, który wziął na siebie ciężar grzechów całej ludzkości.
Do kogo ja jestem bardziej podobny? Czy potrafię być odpowiedzialny przynajmniej za siebie, uczciwie podejmując trudy życia i wywiązując się z zadań i obowiązków mi przynależnych? Czy potrafię podejmować odpowiedzialność również za innych? Czy raczej uciekam, szukam własnej wygody i dobrego samopoczucia za cenę zrzucania trudów i odpowiedzialności na drugich, nawet najbliższych?
Budowanie każdej wspólnoty, a tym bardziej wspólnoty rodzinnej, wymaga odpowiedzialności, solidarnego podejmowania trudów i obowiązków w imię wspólnego dobra. Bez nich bliskość stanie się udręką, piekłem wzajemnie przerzucanych ciężarów i nakładanych na siebie nawzajem krzyży.
Panie Jezu, pomóż nam dojrzewać do odpowiedzialności za siebie oraz za członków naszych rodzin i budować wspólnoty, które dźwigają a nie przytłaczają.
Stacja III. Jezus po raz pierwszy upada pod krzyżem.
Wróć, Izraelu, do Pana Boga twojego, upadłeś bowiem przez własną twą winę. Zabierzcie ze sobą słowa i nawróćcie się do Pana! Mówcie do Niego: «Przebacz nam całą naszą winę, w ten sposób otrzymamy dobro za owoc naszych warg.
(Oz 14, 2-3)
Jaki to skandal i zgorszenie: Jezus, Bóg Wcielony upadał pod ciężarem krzyża. Nie przykrywał ludzkiej słabości i ograniczeń boską mocą, nie odrzucił człowieczeństwa, gdy ujawniały się smutne koszty tego, że stał się naszym bratem. A przez to sprawiał kłopot eskortującym go strażnikom, powodował cierpienie swoich bliskich, może zwątpienie swoich uczniów, sprawiał zawód tym, którzy oczekiwali cudów. W odpowiedzi zapewne posypało się w jego stronę wiele słów wyrażających szyderstwo i pogardę, złość, gniew, smutek, żal, pretensje. Czy było pośród nich jakiekolwiek współczucie, wsparcie i zrozumienie?
Żadne realne ludzkie dzieło czy zachowanie nie jest doskonałe. Tym bardziej bliskość, taka jak życie rodziny pod jednym dachem, nieustanie ujawnia słabości oraz upadki innych - i moje. Mimo najszczerszych chęci każdy z nas sprawi swoim bliskim wiele kłopotów, nie raz zasmuci i zrani. Czy odpowiedzią będzie pogarda czy przebaczenie?
Panie Jezu, który dla słabych stałeś się słabym, aby zbolałą ludzkość przygarnąć do pełnego miłosierdzia Boskiego serca, ucz nas, zwłaszcza w rodzinach cierpliwie znosić swoje i innych słabości, przebacza i prosić o przebaczenie – ile razy będzie trzeba.
Stacja IV Jezus spotyka swoją Matkę.
Uspokoiłem i uciszyłem moją duszę; jak dziecko na łonie swej matki, jak ciche dziecko jest we mnie moja dusza. Izraelu, złóż nadzieję w Panu, teraz i na wieki.
(Ps 131)
Można powiedzieć, że tak po ludzku Jezus nic nie osiągnął przez całe życie. A nawet jeśli coś miał, to zostało mu to zabrane w czasie drogi krzyżowej – resztka zdrowia, marzeń, sił, a na koniec ubranie. Jedyną jego własnością, którą zdobył na ziemi i nikt Mu jej nie zdołał odebrać była miłość Matki. Ten najcenniejszy skarb towarzyszył Mu przez całe życie, aż do ostatniej godziny, w której Maryja poszła szła za Nim na Golgotę i wytrwała pod Jego krzyżem, nie opuszczając Go nawet w dramacie śmierci.
A co jest moim skarbem? Jakie wartości są dla mnie rzeczywiście cenne, jakie są przedmiotem moich marzeń i starań? Na co pracowicie poświęcam swój czas i siły?
Życie rodzinne wiele kosztuje i wymaga wiele poświęceń. Mają one sens, gdy miłość i oparte na niej więzi z bliskimi są dla nas cenną wartością. Wartością, dla której warto poświęcać wszystko inne i która pozwala widzieć w codziennych wymaganiach życia rodzinnego inwestycję w to, co ostatecznie będzie się liczyć najbardziej – bo Bóg jest miłością i to dla miłości stworzył świat oraz każdego z nas.
Panie Jezu, za wstawiennictwem swojej Matki daj nam codziennie lepiej rozumieć sens życia rodzinnego – nie tylko w ludzkim wymiarze, ale w perspektywie Bożych planów zbawienia świata przez miłość.
Stacja V Szymon z Cyreny pomaga Jezusowi.
Jedni drugich brzemiona noście, a tak wypełnicie prawo Chrystusa.
(Ga 6,2)
Szymon wracał z pola do rodziny, spieszył się, żeby spędzić z nimi święta. Może z ciekawości chciał zobaczyć, kogo prowadzą na stracenie, a może po prosto znalazł się w nieodpowiednim czasie i w nieodpowiednim miejscu – żołnierze wybrali go z tłumu i przymusili, żeby pomógł skazańcowi nieść krzyż. Pomoc co prawda wymuszona i niechętna, ale dla Jezusa i tak miała ogromną wartość, za którą się odwdzięczył zmieniając życie Szymona. Wiemy, że jego dwaj synowie zostali chrześcijanami, zapewne on sam i cała jego rodzina przyjęli nieoczekiwane dobro zbawienia wysłużone im przez ofiarę Zbawiciela, w której Szymon miał swój drobny ale znaczący udział.
Każdy dzień, oprócz przewidzianych i zaplanowanych chwil pracy i odpoczynku przynosi liczne nieoczekiwane spotkania z ludźmi, które dają okazję do pomocy komuś, czynienia dobra, okazania cierpliwości albo wsparcia. Czy doceniam takie chwile i próbuję je dobrze wykorzystać? Czy raczej uciekam, irytuję się niespodziewanymi prośbami o pomoc, okazuję złość, wypominam i odmawiam?
Życie rodzinne daje wiele okazji do spontanicznej pomocy bliskim. Panie Jezu, ucz nas wyzyskać takie chwile, dostrzec w nich łaskę daną przez Bożą Opatrzność i pamiętać, że obdarowując innych, sam staję się obdarowanym.
Stacja VI Weronika ociera twarz Jezusowi
Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody.
(Mt 10,42)
Weronika, podobnie jak Szymon, została nagrodzona wyjątkowa więzią z Bogiem za drobną pomoc okazaną Zbawicielowi w czasie Jego męki. Ale jej nie popchnął do tego zewnętrzy przymus, ani okoliczności. Ona posłuchała serca przenikniętego miłosierdziem i współczuciem. Zrobiła to, co zrobiła, bo po prostu chciała pomóc, trochę ulżyć, okazać czułość i dobroć. Niewielki gest, w którym jednak odbiła się nieskończona Boża miłość, rozjaśniająca świat jak pojedynczy promień słońca przebijający się przez czarne chmury.
Czym byłoby życie rodzinne bez codziennych drobnych gestów dobroci i czułości? Bez delikatnego zwrócenia uwagi na potrzeby drugiego, wsparcia, pomocy, zrozumienia, poświęcenia czasu i uwagi? Bardziej pustynią i szkołą przetrwania niż pełnym ciepła domem. Z pewnością znamy słowa, że gdzie miłość i dobroć, tam mieszka Bóg. Jeśli chcemy, by w naszych domach mieszkał Boży pokój, to potrzebujemy zapraszać go przez miłosierne patrzenie i słuchanie, podawanie dłoni i ocieranie łez, na wzór świętej Weroniki.
Panie Jezu, pobłogosław dobrocią i łagodnością nasze codzienne gesty i relacje, by odbijała się w nich Twoja Boska obecność.
Stacja VII Jezus upada drugi raz
Każdy, kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony
(Mt 24,13)
Jezus upadł kolejny i kolejny raz… Za każdym razem powstawał z coraz większym trudem, coraz bardziej obolały na duszy i na ciele. Coraz też wolniej szedł, niezgrabnie przeciskając się z krzyżem wśród gęstniejącego tłumu wypełniającego jerozolimskie uliczki. Coraz większą też wywoływał irytację żołnierzy i gapiów, zmęczonych i znudzonych przypatrywaniem się jego udręce.
Ile razy mnie ogarnia złość pomieszana ze zniechęceniem, gdy przez kolejne dni i lata muszę podejmować te same zadania, rozwiązywać podobne problemy, tłumaczyć po sto razy to samo albo po tysiąckroć wysłuchiwać wciąż o jednym? Jak łatwo ulec zmęczeniu z powodu tych samych upadków własnych i cudzych, o ile trudniej przebaczyć siedemdziesiąty siódmy raz, a sto pięćdziesiąty czwarty raz prosić o przebaczenie?
Żyjemy dzięki temu, że serce w klatce piersiowej każdego z nas wykonuje jedną i tą samą pracę przez lata: nieustannie, każdej minuty, dzień i noc bez przerwy pompuje krew. Życie rodzinne wymaga upodobnienia się do wytrwale bijącego serca, wymaga powtarzania wiele razy na nowy tych samych prac i zadań – ale przez to daje okazję do doskonalenia się w miłości, do nabierania mistrzostwa w kształtowaniu słów, myśli, gestów i zachowań w sposób coraz bardziej piękny i dojrzały.
Panie Jezu, obdarzaj nasze rodziny łaską wytrwałości w dobrym. Abyśmy kochali nie tylko przez chwilę, pod wpływem uczuć i pierwszego zapału, ale długo i uparcie, w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia. Obdarzaj nas także chwilami oddechu i odpoczynku, abyśmy powracali do pierwotnej wiary oraz miłości - i nigdy się nie poddali.
Stacja VIII Jezus pociesza płaczące niewiasty
Ty zapisałeś moje życie tułacze i przechowałeś łzy moje w swym bukłaku, czyż nie są zapisane w Twej księdze? Odstąpią moi wrogowie w dniu, gdy Cię wezwę, po tym poznam, że Bóg jest ze mną.
(Ps 56,9-10)
Nie zawsze łatwo odróżnić słowa prawdziwej skargi od pustego narzekania, prośbę o pomoc od marudzenia, płytkie emocje od prawdziwego przejęcia i wzruszenia, szczerą przyjaźń od obłudy i konwenansów. Z umiejętnością dojrzałego wyrażania uczuć i pragnień, reagowania w trudnych chwilach, śmiania się i płakania razem z bliźnimi nikt się nie rodzi – każdy z nas potrzebuje się tego uczyć. Bóg, który przyszedł na świat uczyć miłości, chce nas prowadzić ku dojrzałości również w sferze uczuć i emocji, słów i gestów. Dlatego uparcie wychowywał zarówno swoich uczniów, jak i spotykanych przez całe życie ludzi, tak jak kobiety jerozolimskie, a nawet i swoją Matkę Maryję. Pokazywał, jak od odruchów przechodzić do dojrzałych postaw, od tego co powierzchowne do tego co głębokie, od tego co dziecinne do prawdziwej mądrości.
Rodzina jest w planie Bożym pierwszą i najważniejszą przestrzenią wychowania dojrzałego człowieka. By faktycznie tak było, to każdy z jej członków, niezależnie od wieku i doświadczenia musi być uczniem Chrystusa, codziennie wsłuchiwać się w Jego głos i naśladować Go w pięknym człowieczeństwie, a wtedy będzie też innych skutecznie prowadzić do wzrostu i rozkwitu.
Panie Jezu, daj nam, abyśmy wzajemnie pomagali sobie coraz dojrzalej kochać.
Stacja IX Jezus upada trzeci raz
Pan umacnia kroki człowieka i w jego drodze ma upodobanie. A choćby upadł, to nie będzie leżał, bo rękę jego Pan podtrzymuje.
(Ps 37, 23-24)
Jakże trudno było Jezusowi powstawać z ostatnich upadków, tuż przed szczytem Golgoty? Raz, że teren coraz trudniejszy, coraz bardziej skalisty i poważnie raniący uderzające w ziemię ciało, a dwa, że sił już coraz mniej, wyczerpanie zdaje się mówić: nie warto, nie ma sensu, to i tak koniec. Co za różnica, czy tu, czy kilka metrów dalej?
Każdy wiele razy w swoim życiu przeżywa ciężkie chwile, kiedy zdaje mu się, ze otacza go ciemność i nie widzi przed sobą żadnej drogi, wydaje się że nie ma wyjścia i nie wie co poradzić. Jak bardzo wtedy potrzebuje przyjaznej twarzy, wspierającej obecności, pokrzepiających słów. Jak bardzo potrzeba mieć przy sobie kogoś, na kogo można liczyć, kiedy jest się powalonym i załamanym?
By członkowie rodziny nie zawiedli siebie nawzajem w chwilach szczególnie trudnych, potrzebują na co dzień ćwiczyć się w dzieleniu smutków i radości prawdziwie po przyjacielsku, w przyjmowaniu słabości drugiego bez obwiniania i udzielania od razu dobrych rad, zanim jeszcze zdąży się wysłuchać czyjegoś bólu. Trudna sztuka wspierania siebie nawzajem w nieszczęściach i dramatach wyda owoce, jeśli będzie wiernie praktykowana również w małych codziennych uciążliwościach i wyzwaniach.
Panie Jezu, umacniaj wszystkie rodziny swoją łaską, aby ich członkowie mogli nawzajem siebie dźwigać w każdym utrapieniu pociechą, którą dostają od Boga.
Stacja X Jezus z szat obnażony
Kto bliźnim gardzi - ten grzeszy, szczęśliwy - kto z biednym współczuje. Kto ciemięży ubogiego, lży jego Stwórcę, czci Go ten, kto się nad biednym lituje.
(Prz 14, 21.31)
Każda krzywda człowieka powinna budzić sprzeciw sumienia, ale szczególną nieprawością jest wykorzystanie czyjejś słabości i uderzenie w tego, który najbardziej jest bezbronny. Symbolem takiej krzywdy jest Jezus odarty z szat – pozbawiony tuż przed ukrzyżowaniem ostatniej materialnej własności i ochrony, jakby chciano pokazać, że jego godność, potrzeby i wrażliwość są nic nie warte. On przyjmuje ten los, aby być bratem każdego, kto jest sponiewierany w tym co najbardziej osobiste a nawet intymne, kto jest zdradzony przez tych, którym zaufał, czyja godność i dobre imię zostały podeptane i wystawione na pośmiewisko.
Wyjątkowa bliskość, która jest udziałem członków rodziny wymaga też wyjątkowego zaufania, a ono jest budowane przez troskę, delikatność i szacunek, zwłaszcza wobec tego co najbardziej osobiste. Czy to małżonkowie wobec siebie, czy to rodzice wobec dzieci a dzieci wobec rodziców, czy wszelkiego rodzaju krewni powinni strać na straży wzajemnej godności, unikać wszystkiego co wulgarne i samolubne, powstrzymywać gwałtowność i chronić się przed niedyskrecją w różnych wymiarach wspólnego i osobistego życia.
Panie Jezu, ucz nas wszystkich czystej miłości, pełnej dyskrecji i głębokiego szacunku, abyśmy nie zawiedli zaufania naszych bliskich i aby bliskość nigdy nie rodziła lęku.
Stacja XI Jezus do krzyża przybity
Jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży, a wola Pańska spełni się przez Niego.
(Iz 53,10)
Przybicie do krzyża, to nie tylko bolesna tortura. To przede wszystkim przypieczętowanie wyroku skazującego – a zarazem przypieczętowanie decyzji Syna Bożego, żeby w taki właśnie sposób dokonać zbawienia świata. Teraz już nie ma odwrotu. Już na zawsze przebite ręce i nogi Jezusa będą znakiem jego ofiary: przyszedł jako Baranek Boży ofiarowany na przebłaganie za grzechy świata, oddał życie, abyśmy my mieli życie w obfitości. Nawet po zmartwychwstaniu pozostawi sobie te rany jak obrączkę na palcu – znak miłości, którą obiecał i której pozostał wierny w każdych warunkach i za wszelką cenę.
Na ile ja jestem wierny decyzjom, które podjąłem, na ile dotrzymuję złożonych obietnic? Na ile jestem gotów podejmować odważne decyzje i zobowiązania?
Fundamentem rodziny musi być wierność – przede wszystkim wierność małżonków, którzy ofiarowali siebie sobie nawzajem w sakramencie małżeństwa i którzy danego słowa dotrzymują, nawet jeśli to wiele kosztuje. Ofiara Chrystusa daje im nie tylko przykład miłości, która wszystko znosi i przetrzyma, ale także moc Jego łaski, dzięki której mogą oni dorastać do wierności w kochaniu na Jego obraz i podobieństwo.
Panie Jezu, błogosław ciągle na nowo małżonkom związanym sakramentalnym węzłem, odnawiając w nich łaski, których im udzieliłeś.
Stacja XII Jezus na krzyżu umiera.
Zechciał bowiem Bóg, aby w Chrystusie zamieszkała cała Pełnia, i aby przez Niego znów pojednać wszystko z sobą: przez Niego - i to, co na ziemi, i to, co w niebiosach, wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża.
(1 Kol,19-20)
Jedno wydarzenie, a tyle różnych spojrzeń i interpretacji. Dla pilnujących Go żołnierzy Jezusowa śmierć była długo wyczekiwanym momentem zakończenia okrutnej „pracy”, już szykowali się do powrotu do koszar, kiedy niezwykłe znaki towarzyszące odejściu Zbawiciela na nowo pozbawiły ich „świętego spokoju”. Dla wrogów i oskarżycieli był to moment triumfu, który już po kilku dniach okazał się złudą i pomyłką. Dla pogrążonych w smutku uczniów i znajomych Jezusa była to bolesna tragedia, której sens dopiero po pewnym czasie zaczął się przed nimi odsłaniać. W tamtym momencie chyba tylko stojący pod krzyżem Maryja i Apostoł Jan widzieli w ukrzyżowanym zwycięskiego Króla – który za cenę bolesnej Męki pokonał grzech i otworzył drzwi do wieczności, sam przez nie przechodząc jako pierwszy.
Jak ja patrzę na Chrystusowy krzyż? Czy obojętnie, czy sentymentalnie czy może jednak jako na znak zbawienia? Czy przychodzę pod krzyż, aby w modlitwie dziękować, przepraszać, prosić i uwielbiać Zbawiciela, dawcę nowego życia? Czy przyprowadzam pod krzyż moich bliskich, by rodzinne relacje opierać na wspólnej modlitwie i więzi z Dawcą miłości?
Panie Jezu, umocnij naszą wiarę, abyśmy osobiście i wspólnie wracali pod Twój krzyż, aby na Twojej łasce budować piękne życie.
Stacja XIII Ciało Jezusa zdjęte z krzyża
Weźcie wy sobie dobrze do serca te właśnie słowa: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi.
(Łk 9,44)
Wszechmogący Syn Boży dokonujący dzieła zbawienia zaczął je i zakończył jako całkowicie bezbronny, całkowicie powierzając się ludziom. U początku Jego drogi pośród ludzi stała Maryja, której bez reszty zaufał, stając się dzieckiem pod jej sercem, a także św. Józef – ich wspólny opiekun i obrońca. Na koniec – znów całkowicie bezradny, powierzywszy swego ducha w ręce Niebieskiego Ojca, ciało swoje oddał ramionom Matki i opiece przyjaciół, którzy pod kierunkiem Józefa z Arymatei zdjęli Go z krzyża i urządzili pogrzeb.
Jak często z wdzięcznością myślę o tych dłoniach, które mnie powitały na świecie, gdy byłem bezbronnym dzieckiem, o tych, które zatroszczą się o mnie pod koniec mojego życia, o tych które w chwilach słabości czy choroby podtrzymywały i pielęgnowały? Gdy się raz po raz ujawnia i przypomina, jak bardzo jestem zależny od innych i jak bardzo potrzebuję różnorakiej opieki moich bliskich – czy z pokorą potrafię to przyznać, czy raczej budzi to we mnie złość i irytację, która uderza w tych, którzy chcą mi pomóc?
Bóg powierzył ludziom siebie samego, ale też nieustannie powierza nas w opiekę naszym bliźnim, a bliźnich nam. Im bardziej potrafimy zaufać, docenić i przyjąć troskę, którą jesteśmy otaczani przez innych, tym bardziej też będziemy zdolni innych otaczać dojrzałą i mądrą opieką, nie zawodząc zaufania, które Bóg i drugi człowiek w nas pokładają.
Panie Jezu, pomóż naszym rodzinom stać się bezpieczną przystanią i niezawodnym schronieniem dla każdego od pierwszych do ostatnich chwil jego życia.
Stacja XIV Ciało Jezusa złożone do grobu.
Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.
(J 12,24)
Ostatnia posługa przyjaciół, ostatnie łzy, ostatnie pożegnanie – i ciężki kamień zamyka pieczarę, w której spoczywa Zbawiciel. Pozostaje czekanie, aż słowo Ojca wywoła Go z grobu, aż spełnią się wszystkie Boże obietnice, aż cała miłość, którą Jezus dał z siebie w czasie ziemskiego życia i bolesnej Męki zacznie owocować. My wiemy, że Chrystusowe zwycięstwo ujawni się już trzeciego dnia o świcie, ale jak bardzo dłużył się ten czas dla Jego bliskich, którym trudno było zrozumieć Jego słowa zapowiadające, że powstanie z martwych?
Jak wiele jest takich czynów miłości i dobroci w życiu rodzinnym, co do których wydaje się, że wybrzmiały i przeminęły, i że pozostały bezowocne? Na przykład wysiłki rodziców usiłujących przekazać mądrość życia dzieciom, które ani myślą słuchać, chcą po swojemu? Albo wspomnienie wspólnych marzeń i planów, kiedy staje się nad grobem ukochanej osoby? Bóg jako jedyny ma moc pozbierać to, co przeminęło i sprawić, że na nowo zaowocuje, przynosząc plon obfity. Jemu warto zawierzać każdy wymiar oraz każdy szczegół życia osobistego i rodzinnego. Z Nim, nawet to, co małe i niepozorne, zwyczajne i po ludzku głupie, może zapoczątkować coś wielkiego i wspaniałego.
Panie Jezu, przez Ciebie zawierzamy Opatrzności Ojca naszych bliskich, nasze rodziny i nas samych, ufając że Bóg nie pozwoli żadnemu dobru pójść na zmarnowanie.
Odwiedź nas na Facebooku






